Wrocław dla Wszystkich – bez nienawiści (EN/UA/ES/اللغة العربية) Marsz antyrasistowski | 18.10.2025 | 14:00–17:30
Spotkajmy się, aby wspólnie stworzyć przestrzeń radości, solidarności i otwartości. Przyjdźmy z rodzinami, przyjaciółkami i sąsiadami – każdy i każda z nas jest częścią tego miasta. Wrocław jest domem, w którym żyjemy, czasem z wyboru, czasem z konieczności, ale zawsze – z prawem do bezpieczeństwa, szacunku i godności. Nasz marsz to barwna, różnorodna manifestacja wspólnoty i solidarności. To radosny taniec, ale też mocne i jasne stanowisko: w obliczu rasizmu, ksenofobii, homofobii, mizoginii i każdej formy przemocy – wybieramy solidarność, równość i życie wolne od lęku. Wychodzimy na ulice, - bo rasizm nie jest opinią – jest systemem, któr
... show more
Wrocław dla Wszystkich – bez nienawiści (EN/UA/ES/اللغة العربية) Marsz antyrasistowski | 18.10.2025 | 14:00–17:30
Spotkajmy się, aby wspólnie stworzyć przestrzeń radości, solidarności i otwartości. Przyjdźmy z rodzinami, przyjaciółkami i sąsiadami – każdy i każda z nas jest częścią tego miasta. Wrocław jest domem, w którym żyjemy, czasem z wyboru, czasem z konieczności, ale zawsze – z prawem do bezpieczeństwa, szacunku i godności. Nasz marsz to barwna, różnorodna manifestacja wspólnoty i solidarności. To radosny taniec, ale też mocne i jasne stanowisko: w obliczu rasizmu, ksenofobii, homofobii, mizoginii i każdej formy przemocy – wybieramy solidarność, równość i życie wolne od lęku. Wychodzimy na ulice, - bo rasizm nie jest opinią – jest systemem, który krzywdzi ludzi, - bo nienawiść nie może definiować przestrzeni, w której żyjemy, - bo równość i wolność wymagają wspólnego działania, - bo Wrocław jest wspólnotą a różnorodność mieszkanek i mieszkańców jest jego siłą, - bo jesteśmy odpowiedzialni i odpowiedzialne za swoje wzajemne bezpieczeństwo – niezależnie od koloru skóry, pochodzenia, języka, religii, orientacji, tożsamości czy statusu pobytowego. Kiedy: sobota, 18 października 2025 Godzina: 14:00–17:30 Start: Bulwar Dunikowskiego Weź ze sobą transparent, instrument, kolorowe ubrania i bliskich. Dołącz i pokażmy, że Wrocław należy do wszystkich! Dołączysz?
Wrocław for Everyone – Without Hatred Anti-racism march | 18 October 2025 | 2:00–5:30 p.m. Let's meet to create a space of joy, solidarity and openness together. Let's come with our families, friends and neighbours – each and every one of us is part of this city. Wrocław is the home we live in, sometimes by choice, sometimes by necessity, but always with the right to safety, respect and dignity. Our march is a colourful, diverse manifestation of community and solidarity. It is a joyful dance, but also a strong and clear statement: in the face of racism, xenophobia, homophobia, misogyny and all forms of violence, we choose solidarity, equality and a life free from fear. We take to the streets - because racism is not an opinion – it is a system that harms people, - because hatred cannot define the space in which we live, - because equality and freedom require joint action, - because Wrocław is a community and the diversity of its residents is its strength, - because we are responsible for each other's safety – regardless of skin colour, origin, language, religion, orientation, identity or residence status. When: Saturday, 18 October 2025 Time: 2:00–5:30 p.m. Start: Bulwar Dunikowskiego Bring a banner, an instrument, colourful clothes and your loved ones. Join us and let's show that Wrocław belongs to everyone! Will you join us?
Вроцлав для всіх – без ненависті Антирасистський марш | 18.10.2025 | 14:00–17:30 Зустріньмося, щоб разом створити простір радості, солідарності та відкритості. Прийдімо з родинами, друзями та сусідами – кожен і кожна з нас є частиною цього міста. Вроцлав – це дім, в якому ми живемо, іноді за власним вибором, іноді з необхідності, але завжди – з правом на безпеку, повагу та гідність. Наш марш – це барвиста, різноманітна маніфестація спільноти та солідарності. Це радісний танець, але також сильна і чітка позиція: перед обличчям расизму, ксенофобії, гомофобії, мізогінії та будь-якої форми насильства – ми обираємо солідарність, рівність і життя без страху. Ми виходимо на вулиці, - бо расизм – це не думка, а система, яка завдає шкоди людям, - бо ненависть не може визначати простір, в якому ми живемо, - тому що рівність і свобода вимагають спільних дій, - тому що Вроцлав є спільнотою, а різноманітність його мешканців є його силою, - тому що ми відповідальні за взаємну безпеку – незалежно від кольору шкіри, походження, мови, релігії, орієнтації, ідентичності чи статусу проживання. Коли: субота, 18 жовтня 2025 року Час: 14:00–17:30 Старт: Bulwar Dunikowskiego Візьміть із собою транспарант, інструмент, кольоровий одяг та близьких. Приєднуйтесь і покажімо, що Вроцлав належить усім! Приєднаєтеся?
Wrocław para todos, sin odio Marcha antirracista | 18/10/2025 | 14:00-17:30 Reunámonos para crear juntos un espacio de alegría, solidaridad y apertura. Vengamos con nuestras familias, amigos y vecinos: todos y cada uno de nosotros formamos parte de esta ciudad. Breslavia es el hogar en el que vivimos, a veces por elección, a veces por necesidad, pero siempre con derecho a la seguridad, el respeto y la dignidad. Nuestra marcha es una manifestación colorida y diversa de comunidad y solidaridad. Es un baile alegre, pero también una postura firme y clara: ante el racismo, la xenofobia, la homofobia, la misoginia y cualquier forma de violencia, elegimos la solidaridad, la igualdad y una vida libre de miedo. Salimos a la calle porque el racismo no es una opinión, es un sistema que daña a las personas, porque el odio no puede definir el espacio en el que vivimos, - porque la igualdad y la libertad requieren una acción conjunta, - porque Breslavia es una comunidad y la diversidad de sus habitantes es su fuerza, - porque somos responsables de nuestra seguridad mutua, independientemente del color de nuestra piel, nuestro origen, idioma, religión, orientación, identidad o estatus de residencia. Cuándo: sábado, 18 de octubre de 2025. Hora: 14:00-17:30. Inicio: Bulwar Dunikowskiego. Trae contigo una pancarta, un instrumento, ropa de colores y a tus seres queridos. ¡Únete y demostremos que Breslavia pertenece a todos! ¿Te apuntas?
فروتسواف للجميع – بدون كراهية مسيرة مناهضة للعنصرية | 18 أكتوبر 2025 | 2:00–5:30 مساءً لنتقابل لنخلق معًا مساحة من الفرح والتضامن والانفتاح. لنأتي مع عائلاتنا وأصدقائنا وجيراننا – فكل واحد منا جزء من هذه المدينة. فروتسواف هي الموطن الذي نعيش فيه، أحيانًا باختيارنا، وأحيانًا بحكم الضرورة، ولكن دائمًا مع الحق في الأمان والاحترام والكرامة. مسيرتنا هي مظهر ملون ومتنوع للمجتمع والتضامن. إنها رقصة مبهجة، ولكنها أيضًا بيان قوي وواضح: في مواجهة العنصرية وكراهية الأجانب وكراهية المثليين وكراهية النساء وجميع أشكال العنف، نختار التضامن والمساواة وحياة خالية من الخوف. ننزل إلى الشوارع لأن العنصرية ليست رأيًا – إنها نظام يضر بالناس لأن الكراهية لا يمكن أن تحدد المكان الذي نعيش فيه لأن المساواة والحرية تتطلبان العمل المشترك لأن فروتسواف هي مجتمع وتنوع سكانها هو مصدر قوتها لأننا مسؤولون عن سلامة بعضنا البعض - بغض النظر عن لون البشرة أو الأصل أو اللغة أو الدين أو الميل الجنسي أو الهوية أو وضع الإقامة. الموعد: السبت، 18 أكتوبر 2025 الوقت: 2:00–5:30 مساءً الانطلاق: Bulwar Dunikowskiego أحضروا لافتات، وآلات موسيقية، وملابس ملونة، وأحباءكم. انضموا إلينا ولنُظهر أن فروتسواف ملك للجميع! هل ستنضمون إلينا؟
Content warning: Wraz z nowym rokiem szkolnym powróciły stare problemy – w tym także te dotyczące komunikacji nauczycieli z rodzicami. Jedni i drudzy zalogowali się do popularnych komercyjnych aplikacji – bo państwowej alternatywy wciąż brakuje.
Ta publikacja pojawiła się oryginalnie na blogu Joanny „didleth” Cisowskiej i jest ona publikowana na „Kontrabandzie” za zgodą autorki. Oprócz zmienionego nagłówka i drobnych poprawek stylistycznych czy gramatycznych, sam tekst pozostał w takiej samej formie.
Wraz z początkiem września powróciły wszystkie bolączki polskiej edukacji. Na ich tle kwestia e-dzienników nie jest specjalnie paląca, mimo to temat co jakiś czas powraca. Zajmowali się nim m. in. Anna Wittenberg czy Krzysztof Bałękowski na łamach DGP. Pisały o nim serwisy zajmujące się oświatą i samorządami. Odezwali się wywołani do tablicy politycy.
Przede wszystkim jednak głos zabrali sami rodzice, zirytowani sposobem komunikacji ze szkołą swoich dzieci. Obecnie wszyscy zdają się być zgodni co do tego, że w kwestii elektronicznych dzienników potrzeba zmian – jednak perspektywa, by te zmiany nastąpiły szybko, oddala się coraz bardziej.
Obecna sytuacja
Na chwilę obecną szkoły są prawnie zobowiązane do prowadzenia dziennika. Dziennik elektroniczny musi jednak spełniać konkretne wymagania: umożliwiać rodzicom bezpłatny wgląd, rejestrować historię zmian, zapewniać bezpieczeństwo i selektywny dostęp do danych czy umożliwiać eksport do pliku w formacie XML.
Mimo, iż państwo nakłada na szkoły konkretne wymagania – samo nie zapewnia im narzędzia niezbędnego do ich realizacji. Wykorzystały to firmy prywatne, oferując placówkom i prowadzącym je samorządom komercyjne rozwiązania. Konkurują między sobą oferując nie tylko kontakt z nauczycielem czy wgląd w oceny, ale też walcząc o klienta dodatkowymi – i często także płatnymi – funkcjonalnościami, jak dostęp do aplikacji mobilnej czy moduł pracy zdalnej.
Chociaż mniejszych i większych rozwiązań istnieje naprawdę sporo, to na rynku dominują dwa: Librus Synergia i Vulcan.
W związku z tą sytuacją pojawiają się głosy niezadowolenia – od codziennych skarg i narzekań nauczycieli i rodziców, poprzez głosy ekspertów, a na medialnych kontrowersjach kończąc. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że zastana sytuacja przeszkadza wszystkim. Jeśli jednak zgłębimy temat okaże się, że aspekt skandaliczny dla jednych, dla drugich jest zaletą i vice versa. Gdy jedni domagają się państwowego e-dziennika, inni sami proponują nauczycielom komunikację za pomocą Messengera czy WhatsAppa.
Kontrowersje wokół e-dzienników
Jak zwróciła uwagę Anna Wittenberg w 2023 roku, e-dzienniki kosztują szkoły 40 mln rocznie. Rok temu samo MEN w odpowiedzi na interpelację posła Grzegorza Płaczka przyznało wprost, że “nie gromadzi informacji oraz nie prowadzi wyliczeń dotyczących kosztów poniesionych przez organy prowadzące szkoły na zakup licencji do dzienników elektronicznych”. Uwzględniając zyski osiągane przez spółki stojące za e-dziennikami należałoby przyjąć, że koszta ponoszone przez państwo są coraz większe.
Na ironię zakrawa fakt, że samorządy wydają fortunę na komercyjne oprogramowanie, a najwyraźniej nie zabezpieczają środków na podstawowe potrzeby. Praktycznie co roku trafiają się nauczyciele i rodzice współfinansujący działania szkół z własnej kieszeni, bo w budżecie zabrakło środków, jak i tacy, którzy się przeciwko tego typu wolontariackim działaniom stanowczo buntują – i każda ze stron ma wiele racji.
Wydatki ponoszone przez samorządy to nie jedyny problem. Komercjalizacja e-dzienników to także reklamy, w tym reklamy profilowane kierowane do dzieci. Jak zauważyła Fundacja Panoptykon – tego typu praktyki mogą naruszać DSA (Akt o Usługach Cyfrowych). Niezależnie od tego, czy rzeczywiście naruszają (kwestia wdrażania w Polsce DSA to osobny problem) – to na pewno budzą poważne wątpliwości natury etycznej. Reklama profilowana budzi wiele już obaw w przypadku typowo komercyjnych usług kierowanych do dorosłych, a tutaj mamy do czynienia z targetowaniem dzieci za pieniądze podatników.
Rok temu w socialmediach wybuchła kolejna afera: donoszono, że rodzice będą musieli teraz płacić za dostęp do e-dziennika. W praktyce okazało się, że chodzi po prostu o dodatkowe funkcje w aplikacji eduVULCAN, dostępnej na Androida czy iOS. Z racji jednak, że większość rodziców porozumiewa się ze szkołą właśnie za pośrednictwem aplikacji mobilnej, temat ruszył opinię publiczną bardziej, niż kwestia finansowania przez samorządy.
Problem jest bardziej złożony, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Kwestia istotne dla polityków, dziennikarzy czy aktywistów zdają się być zupełnie rozbieżne z priorytetami rodziców.
Przeciętnego rodzica nie obchodzi, że w dzienniku wyświetlane są profilowane reklamy – jest przyzwyczajony do ich wszechobecności. Nie interesuje go nudna „papierologia” związana z budżetem gminy czy ustaleniami między władzami miasta a dyrekcją szkoły. Jeśli samorządowi wydającemu krocie na e-dziennik zabraknie środków na przysłowiowy papier do ksero (czy inne istotne wydatki na oświatę) – to na pierwszej linii starcia z niezadowolonym rodzicem stanie nauczyciel, który ani na działanie urzędników, ani tym bardziej polityków, nie ma bezpośredniego wpływu.
Przeciętnego rodzica nie obchodzi suwerenność cyfrowa – wręcz przeciwnie, ochoczo korzysta z produktów i usług amerykańskich, a czasem i chińskich korporacji. Mając do wyboru przyzwoitą aplikację od państwa oraz “wygodniejszą” i bardziej kolorową od diabła – chętniej wybierze tę drugą, widząc niereformowalnych dziwaków w osobach, które takiego wyboru nie podzielają. Oburzenie rodziców budzą opłaty za aplikacje na Androida czy iOS – ale jeszcze większe inny rodzic, który tego Androida czy iOS nie chce używać.
Gdy społecznicy walczą z profilowanymi reklamami w e-dziennikach, rodzice ochoczo zakładają grupy rodzicielskie na Messengerze czy WhatsAppie, nieraz podobne rozwiązania proponując swoim dzieciom – za małym, by z social mediów korzystać.
W kwestii e-dzienników mamy więc dużo więcej do nadrobienia, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Nie chodzi tylko o kwestie finansowe, a o przekonanie rodziców (wyborców!), dlaczego e-dziennik powinien wyglądać inaczej, niż chciałby przeciętny użytkownik Instagrama chwalący się swoim “samodzielnym” 9latkiem ogarniającym TikToka.
Statystyczny Iksiński nie zgłębi tego tematu. Jest zbyt zmęczony codziennymi obowiązkami z jednej strony i zbyt podatny na wpływy z drugiej, by myśleć perspektywicznie. Nieraz sam zachęca, by wszelkie niewygody czy ograniczenia e-dziennika omijać za pomocą usług Mety czy Google’a. A państwo musi stworzyć rozwiązanie będące odpowiedzią nie tylko na “tu i teraz” wygodnych rodziców, ale narzędzie łączące funkcjonalność i bezpieczeństwo.
Wielu go nie przeczytało i nie przeczyta, bo został umieszczony w „prawicowym” czy „konserwatywnym” serwisie. W spolaryzowanym społeczeństwie dzielimy ludzi na “dobrych, bo naszych” i “złych, bo tych drugich”. Skupiamy się na tym, co nas dzieli, zamiast na tym, co nas łączy i z automatu nie wsłuchujemy się w to, co ktoś spoza naszej bańki ma do powiedzenia. Szkoda, a w tym wypadku podwójna szkoda – bo to najlepszy tekst w omawianym temacie, jaki w ostatnich latach czytałam. Mam nadzieję, że przynajmniej część z “lewicowej” czy “postępowej” strony barykady kliknie w link.
Autor pisze o różnych bolączkach związanych z e-dziennikami, w tym także takich, które zdają się umykać publicznej dyskusji. Mówi o wszechobecności elektroniki i wprowadzaniu jej już od najmłodszych lat przez rodziców pragnących stałej kontroli nad dzieckiem.
Zwraca uwagę, że aplikacje całkowicie przerzucają odpowiedzialność z dzieci na ich rodziców, przez co uczniowie nie uczą się samodzielności, proszenia o pomoc i ponoszenia konsekwencji. Rodzice stale – i nadmiernie – kontrolują swoje dzieci, nie odrywając się od smartfonów, a same dzieci nie zdobywają kompetencji radzenia sobie w trudniejszych sytuacjach, gdyż rodzic jest od razu o wszystkim informowany. Finalnie sytuacja prowadzi do wypalenia rodzicielskiego, zbyt intensywnych relacji na linii rodzic-nauczyciel i utrudnia pilnowanie higieny cyfrowej, a tym samym uczenie jej podopiecznych.
Potrzebujemy państwowych e-dzienników
Jednak szans na szybką zmianę tego stanu rzeczy nie ma – i długo nie będzie. Nie oznacza to, że jesteśmy całkowicie bezradni – i jako państwo, i jako społeczeństwo.
Mamy ograniczony wpływ na sposób komunikacji ze szkołą czy innymi rodzicami – co nie znaczy, że żaden. Nie zapobiegniemy grupom rodzicielskim na Messengerze czy wiadomościom wysyłanym przez e-dziennik o różnych dziwnych porach dnia i tygodnia przez obie strony – możemy jednak stawiać granice i je egzekwować.
Nauczyciel wpadł przy niedzielnym obiedzie na fantastyczny pomysł na poniedziałkowe zajęcia – więc korzysta z e-dziennika, by poprosić rodziców o przygotowanie dodatkowych rzeczy do szkoły? Napisać może – ale rodzic ma prawo spędzić niedzielne popołudnie na spacerze z rodziną, a nie z nosem w smartfonie. Rodzic odpisuje nauczycielowi w środku tygodnia o 21.00, bo dopiero wrócił z pracy? Ma prawo – ale nauczyciel nie musi o tej porze wiadomości odczytać, bo ma prawo do prywatnego życia. Jeśli dzieci i młodzież mają się nauczyć higieny cyfrowej – potrzebują odpowiedzialnych dorosłych, którzy dadzą im dobry przykład.
Dużo więcej może zdziałać państwo. Powtórzę za chyba wszystkimi: jeśli już szkoły muszą korzystać z e-dziennika, niech przynajmniej państwo zapewni im jego bezpłatną wersję. A to, chociaż potrzebne, będzie niełatwe.
Nie wystarczy – co umyka rodzicom – zrobienie darmowej aplikacji na Androida czy iOS, będącej odpowiednikiem komercyjnych rozwiązań. Nie da się zastąpić e-dziennika ulubioną aplikacją Iksińskiego, która wprawdzie Iksińskiego zadowala – ale nie spełnia podstawowych wymogów. Potrzebujemy otwartoźródłowego wieloplatformowego rozwiązania, dostępnego także z poziomu przeglądarki czy API. Nie wystarczy synchronizacja z mObywatelem, który nie dość, że stanowi aplikację mobilną dostępną jedynie na 2 amerykańskie systemy operacyjne, to wciąż nie doczekał się publikacji kodu źródłowego (teoretycznie tej jesieni powinien się doczekać, ale że analogiczne zapewnienia słyszeliśmy już nieraz, to uwierzę dopiero, jak zobaczę). Jednak przeciętny rodzic nie zrozumie, dlaczego “nie wystarczy” – bo ufa bardziej takim firmom, jak Google czy Apple, niż instytucjom państwowym.
To tutaj leży poważny problem – Polacy nie mają zaufania do państwa, a państwo nie umie tego zaufania zdobyć.
Chociaż sama jestem zwolenniczką publicznych rozwiązań, chociaż wiem, że państwo i tak ma dane wszystkich dzieci dostępne za pośrednictwem Systemu Informacji Oświatowej, to na myśl o kolejnym centralny e-rejestrze czuję pewien niepokój.
Naturalnie rodzą się pytania: kto stworzy potrzebne rozwiązania – instytucja państwowa, czy prywatna firma? Kto otrzyma w przyszłości dostęp do korespondencji rodziców z nauczycielami? W jaki sposób może wykorzystać te informacje? W jaki sposób dane zostaną zabezpieczone, gdzie będą przechowywane, kto będzie odpowiadać za cyberbezpieczeństwo i potencjalne naruszenia? Co stanie się w przypadku awarii lub wycieku danych?
Skoro tego typu wątpliwości mam ja – osoba świadoma, jak istotną rolę pełni suwerenność cyfrowa i sceptycznie nastawiona względem dominacji Big Techów, to jak do tematu podejdzie przeciętny rodzic? Przyjmie z ulgą nowe państwowe rozwiązanie, czy wręcz przeciwnie – zacznie się jeszcze intensywniej domagać, by przenieść komunikację na “sprawdzonego” Messengera czy WhatsAppa?
Już teraz część komunikacji odbywa się tą nieoficjalną drogą. Doszliśmy do pewnego paradoksu. E-dzienniki, a przynajmniej ich podstawowe wersje, nie oferują grup dla dzieci czy rodziców – ich istnienie nie jest przecież niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania szkoły i jedynie niepotrzebnie przykuwałoby do ekranów. Jednak rodzice i tak je tworzą – korzystając z aplikacji firm oskarżanych o wszystko, co najgorsze w internecie. W przypadku zdalnego nauczania szkoły czynią podobnie, posiłkując się korporacyjnym oprogramowaniem do wideokonferencji.
Naiwnością byłoby zakładać, że czasy zdalnego nauczania bezpowrotnie minęły – nie wiemy, jakie wyzwania czekają nas w przyszłości. Gdy lockdowny mieliśmy już za sobą, jedna ze szkół przeszła na zdalne nauczanie – w salach było bowiem zbyt zimno, by kontynuować stacjonarne lekcje. Najwyraźniej zabrakło środków na dostateczne ogrzanie szkoły – środki na e-dzienniki były.
Czy zatem wycofanie Centralnego Dziennika Elektronicznego ze zmian w Prawie oświatowym to zły znak? To zależy.
Z jednej strony potrzebujemy tego rozwiązania od dawna i wszystko wskazuje na to, że są osoby gotowe nad nim pracować. Można przygotować odpowiednie przepisy i zacząć je wdrażać, choćby powoli i stopniowo. Jedyne, czego brakuje, to wola polityczna.
Jest jednak pewna iskierka nadziei.
Polskie szkolnictwo w zasadzie od zawsze padało ofiarą politycznych rozgrywek, za co można obwinić zarówno polityków, jak i samych wyborców, rzadko kiedy traktujących priorytetowo kwestie edukacyjne podczas wrzucania głosu do urny. Każdy kolejny Minister Edukacji starał się w pośpiechu składać obietnice i w pośpiechu wprowadzać kolejne reformy, argumentując swoje decyzje koniecznością naprawienia tego, co zepsuli poprzednicy. Kolejne roczniki uczniów stawały się królikami doświadczalnymi polityków.
W tym kontekście niepokojące wycofanie się z Centralnego Dziennika Elektronicznego z nowelizacji przepisów oświatowych budzi jednak pewne nadzieje. Parafrazując znane powiedzenie – może lepiej późno – ale porządnie, niż szybko – ale byle jak. Skoro w sprawie komercyjnych e-dzienników interweniowali posłowie skrajnie różniących się partii (Grzegorz Płaczek z Nowej Nadziei czy Adrian Zandberg z Razem), skoro potrzebę publicznego e-dziennika widzą już zarówno przedstawiciele KO, jak i PiS – mamy wreszcie szansę na jakieś porozumienie ponad podziałami i wprowadzenie zmian w ramach realnego poprawienia sytuacji w szkolnictwie, a nie jedynie rozliczania poprzedników.
Polska oświata potrzebuje tego bardziej, niż kiedykolwiek. Oby tylko po raz kolejny nie skończyło się na pustych obietnicach.
Ten tekst jest opinią osoby go piszącej i może być ona odmienna od stanowiska redakcji „Kontrabandy”.
Źródła
Zdjęcie tytułowe zostało zrobione przez Marie-Lan Nguyen i jest ono dostępne na Wikimedia Commons na licencji Creative Commons BY 2.5 Generic. Treść artykułu powstała na podstawie następujących źródeł tekstowych i/lub audiowizualnych:
Wraz z nowym rokiem szkolnym powróciły stare problemy – w tym także te dotyczące komunikacji nauczycieli z rodzicami. Jedni i drudzy zalogowali się do popularnych komercyjnych aplikacji – bo państwowej alternatywy wciąż brakuje.
Wraz z początkiem września powróciły wszystkie bolączki polskiej edukacji. Na ich tle kwestia e-dzienników nie jest specjalnie paląca, mimo to temat co jakiś czas powraca. Zajmowali się nim m. in. Anna Wittenberg czy Krzysztof Bałękowski na łamach DGP. Pisały o nim serwisy zajmujące się oświatą i samorządami. Odezwali się wywołani do tablicy politycy. Przede wszystkim jednak głos zabrali sami rodzice, zirytowani sposobem komunikacji ze szkołą swoich dzieci. Obecnie wszyscy zdają się być zgodni co do tego, że w kwestii elektronicznych dzienników potrzeba zmian – jednak perspektywa, by te zmiany nastąpiły szybko, oddala się coraz bardziej.
Obecna sytuacja
Na chwilę obecną szkoły są prawnie zobowiązane do prowadzenia dziennika. Dziennik elektroniczny musi jednak spełniać konkretne wymagania: umożliwiać rodzicom bezpłatny wgląd, rejestrować historię zmian, zapewniać bezpieczeństwo i selektywny dostęp do danych czy umożliwiać eksport do XML.
Mimo, iż państwo nakłada na szkoły konkretne wymagania – samo nie zapewnia im narzędzia niezbędnego do ich realizacji. Sytuację wykorzystały firmy prywatne, oferując szkołom i prowadzącym je samorządom komercyjne rozwiązania. Konkurują między sobą oferując nie tylko kontakt z nauczycielem czy wgląd w oceny, ale też walcząc o klienta dodatkowymi – i nieraz dodatkowo płatnymi – funkcjonalnościami, jak dostęp do aplikacji mobilnej czy moduł pracy zdalnej. Chociaż mniejszych i większych rozwiązań istnieje naprawdę sporo, to na rynku dominują dwa: Librus i Vulcan.
W związku z tą sytuacją pojawiają się głosy niezadowolenia – od codziennych skarg i narzekań nauczycieli i rodziców, poprzez głosy ekspertów, a na medialnych kontrowersjach kończąc. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że zastana sytuacja przeszkadza wszystkim. Jeśli jednak zgłębimy temat okaże się, że aspekt skandaliczny dla jednych, dla drugich jest zaletą i vice versa. Gdy jedni domagają się państwowego e-dziennika, inni sami proponują nauczycielom komunikację za pomocą Messengera czy WhatsAppa.
Kontrowersje wokół e-dzienników
Jak zwróciła uwagę Anna Wittenberg w 2023 roku, e-dzienniki kosztują szkoły 40 mln rocznie. Rok temu samo MEN w odpowiedzi na interpelację posła Grzegorza Płaczka przyznało wprost, że “nie gromadzi informacji oraz nie prowadzi wyliczeń dotyczących kosztów poniesionych przez organy prowadzące szkoły na zakup licencji do dzienników elektronicznych”. Uwzględniając zyski osiągane przez spółki stojące za e-dziennikami należałoby przyjąć, że koszta ponoszone przez państwo są coraz większe.
Na ironię zakrawa fakt, że samorządy wydają fortunę na komercyjne oprogramowanie, a najwyraźniej nie zabezpieczają środków na podstawowe potrzeby. Praktycznie co roku trafiają się nauczyciele i rodzice współfinansujący działania szkół z własnej kieszeni, bo w budżecie zabrakło środków, jak i tacy, którzy się przeciwko tego typu wolontariackim działaniom stanowczo buntują – i każda ze stron ma wiele racji.
Wydatki ponoszone przez samorządy to nie jedyny problem. Komercjalizacja e-dzienników to także reklamy, w tym reklamy profilowane kierowane do dzieci. Jak zauważyła Fundacja Panoptykon – tego typu praktyki mogą naruszać DSA (Akt o Usługach Cyfrowych). Niezależnie od tego, czy rzeczywiście naruszają (kwestia wdrażania w Polsce DSA to osobny problem) – to na pewno budzą poważne wątpliwości natury etycznej. Reklama profilowana budzi wiele już obaw w przypadku typowo komercyjnych usług kierowanych do dorosłych, a tutaj mamy do czynienia z targetowaniem dzieci za pieniądze podatników.
Rok temu w socialmediach wybuchła kolejna afera: donoszono, że rodzice będą musieli teraz płacić za dostęp do e-dziennika. W praktyce okazało się, że chodzi po prostu o dodatkowe funkcje w aplikacji eduVULCAN, dostępnej na Androida czy iOS. Z racji jednak, że większość rodziców porozumiewa się ze szkołą właśnie za pośrednictwem aplikacji mobilnej, temat ruszył opinię publiczną bardziej, niż kwestia finansowania przez samorządy.
Problem jest bardziej złożony, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Kwestia istotne dla polityków, dziennikarzy czy aktywistów zdają się być zupełnie rozbieżne z priorytetami rodziców.
Przeciętnego rodzica nie obchodzi, że w dzienniku wyświetlane są profilowane reklamy – jest przyzwyczajony do ich wszechobecności. Nie interesuje go nudna “papierkologia” związana z budżetem gminy czy ustaleniami między władzami miasta a dyrekcją szkoły. Jeśli samorządowi wydającemu krocie na e-dziennik zabraknie środków na przysłowiowy papier do ksero (czy inne istotne wydatki na oświatę) – to na pierwszej linii starcia z niezadowolonym rodzicem stanie nauczyciel, który ani na działanie urzędników, ani tym bardziej polityków, nie ma bezpośredniego wpływu.
Przeciętnego rodzica nie obchodzi suwerenność cyfrowa – wręcz przeciwnie, ochoczo korzysta z produktów i usług amerykańskich, a czasem i chińskich korporacji. Mając do wyboru przyzwoitą aplikację od państwa oraz “wygodniejszą” i bardziej kolorową od diabła – chętniej wybierze tę drugą, widząc niereformowalnych dziwaków w osobach, które takiego wyboru nie podzielają. Oburzenie rodziców budzą opłaty za aplikacje na Androida czy iOS – ale jeszcze większe inny rodzic, który tego Androida czy iOS nie chce używać.
Gdy społecznicy walczą z profilowanymi reklamami w e-dziennikach, rodzice ochoczo zakładają grupy rodzicielskie na Messengerze czy WhastAppie, nieraz podobne rozwiązania proponując swoim dzieciom – za małym, by z socialmediów korzystać.
W kwestii e-dzienników mamy więc dużo więcej do nadrobienia, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Nie chodzi tylko o kwestie finansowe, a o przekonanie rodziców (wyborców!), dlaczego e-dziennik powinien wyglądać inaczej, niż chciałby przeciętny użytkownik Instagrama chwalący się swoim “samodzielnym” 9latkiem ogarniającym TikToka.
Statystyczny Iksiński nie zgłębi tego tematu. Jest zbyt zmęczony codziennymi obowiązkami z jednej strony i zbyt podatny na wpływy z drugiej, by myśleć perspektywicznie. Nieraz sam zachęca, by wszelkie niewygody czy ograniczenia e-dziennika omijać za pomocą usług Mety czy Google'a. A państwo musi stworzyć rozwiązanie będące odpowiedzią nie tylko na “tu i teraz” wygodnych rodziców, ale narzędzie łączące funkcjonalność i bezpieczeństwo.
Wielu go nie przeczytało i nie przeczyta, bo został umieszczony w “prawicowym” czy “konserwatywnym” serwisie. W spolaryzowanym społeczeństwie dzielimy ludzi na “dobrych, bo naszych” i “złych, bo tych drugich”. Skupiamy się na tym, co nas dzieli, zamiast na tym, co nas łączy i z automatu nie wsłuchujemy się w to, co ktoś spoza naszej bańki ma do powiedzenia. Szkoda, a w tym wypadku podwójna szkoda – bo to najlepszy tekst w omawianym temacie, jaki w ostatnich latach czytałam. Mam nadzieję, że przynajmniej część z “lewicowej” czy “postępowej” strony barykady kliknie w link.
Autor pisze o różnych bolączkach związanych z e-dziennikami, w tym także takich, które zdają się umykać publicznej dyskusji. Mówi o wszechobecności elektroniki i wprowadzaniu jej już od najmłodszych lat przez rodziców pragnących stałej kontroli nad dzieckiem.
Zwraca uwagę, że aplikacje całkowicie przerzucają odpowiedzialność z dzieci na ich rodziców, przez co uczniowie nie uczą się samodzielności, proszenia o pomoc i ponoszenia konsekwencji. Rodzice stale – i nadmiernie – kontrolują swoje dzieci, nie odrywając się od smartfonów, a same dzieciaki nie zdobywają kompetencji radzenia sobie w trudniejszych sytuacjach, gdyż rodzic jest od razu o wszystkim informowany. Finalnie sytuacja prowadzi do wypalenia rodzicielskiego, zbyt intensywnych relacji na linii rodzic-nauczyciel i utrudnia pilnowanie higieny cyfrowej, a tym samym uczenie jej podopiecznych.
Potrzebujemy państwowych e-dzienników
Jednak szans na szybką zmianę tego stanu rzeczy nie ma – i długo nie będzie. Nie oznacza to, że jesteśmy całkowicie bezradni – i jako państwo, i jako społeczeństwo.
Mamy ograniczony wpływ na sposób komunikacji ze szkołą czy innymi rodzicami – co nie znaczy, że żaden. Nie zapobiegniemy grupom rodzicielskim na Messengerze czy wiadomościom wysyłanym przez e-dziennik o różnych dziwnych porach dnia i tygodnia przez obie strony – możemy jednak stawiać granice i je egzekwować.
Nauczyciel wpadł przy niedzielnym obiedzie na fantastyczny pomysł na poniedziałkowe zajęcia – więc korzysta z e-dziennika, by poprosić rodziców o przygotowanie dodatkowych rzeczy do szkoły? Napisać może – ale rodzic ma prawo spędzić niedzielne popołudnie na spacerze z rodziną, a nie z nosem w smartfonie. Rodzic odpisuje nauczycielowi w środku tygodnia o 21.00, bo dopiero wrócił z pracy? Ma prawo – ale nauczyciel nie musi o tej porze wiadomości odczytać, bo ma prawo do prywatnego życia. Jeśli dzieci i młodzież mają się nauczyć higieny cyfrowej – potrzebują odpowiedzialnych dorosłych, którzy dadzą im dobry przykład.
Dużo więcej może zdziałać państwo. Powtórzę za chyba wszystkimi: jeśli już szkoły muszą korzystać z e-dziennika, niech przynajmniej państwo zapewni im jego bezpłatną wersję. A to, chociaż potrzebne, będzie niełatwe.
Nie wystarczy – co umyka rodzicom – zrobienie darmowej aplikacji na Androida czy iOS, będącej odpowiednikiem komercyjnych rozwiązań. Nie da się zastąpić e-dziennika ulubioną aplikacją Iksińskiego, która wprawdzie Iksińskiego zadowala – ale nie spełnia podstawowych wymogów. Potrzebujemy otwartoźródłowego wieloplatformowego rozwiązania, dostępnego także z poziomu przeglądarki czy API. Nie wystarczy synchronizacja z mObywatelem, który nie dość, że stanowi aplikację mobilną dostępną jedynie na 2 amerykańskie systemy operacyjne, to wciąż nie doczekał się publikacji kodu źródłowego (teoretycznie tej jesieni powinien się doczekać, ale że analogiczne zapewnienia słyszeliśmy już nieraz, to uwierzę dopiero, jak zobaczę). Jednak przeciętny rodzic nie zrozumie, dlaczego “nie wystarczy” – bo ufa bardziej takim firmom, jak Google czy Apple, niż instytucjom państwowym.
To tutaj leży poważny problem – Polacy nie mają zaufania do państwa, a państwo nie umie tego zaufania zdobyć.
Chociaż sama jestem zwolenniczką publicznych rozwiązań, chociaż wiem, że państwo i tak ma dane wszystkich dzieciaków dostępne za pośrednictwem Systemu Informacji Oświatowej, to na myśl o kolejnym centralny e-rejestrze czuję pewien niepokój.
Naturalnie rodzą się pytania: kto stworzy potrzebne rozwiązania – instytucja państwowa, czy prywatna firma? Kto otrzyma w przyszłości dostęp do korespondencji rodziców z nauczycielami? W jaki sposób może wykorzystać te informacje? W jaki sposób dane zostaną zabezpieczone, gdzie będą przechowywane, kto będzie odpowiadać za cyberbezpieczeństwo i potencjalne naruszenia? Co stanie się w przypadku awarii lub wycieku danych?
Skoro tego typu wątpliwości mam ja – osoba świadoma, jak istotną rolę pełni suwerenność cyfrowa i sceptycznie nastawiona względem dominacji BigTechów, to jak do tematu podejdzie przeciętny rodzic? Przyjmie z ulgą nowe państwowe rozwiązanie, czy wręcz przeciwnie – zacznie się jeszcze intensywniej domagać, by przenieść komunikację na “sprawdzonego” Messengera czy WhatsAppa?
Już teraz część komunikacji odbywa się tą nieoficjalną drogą. Doszliśmy do pewnego paradoksu. E-dzienniki, a przynajmniej ich podstawowe wersje, nie oferują grup dla dzieci czy rodziców – ich istnienie nie jest przecież niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania szkoły i jedynie niepotrzebnie przykuwałoby do ekranów. Jednak rodzice i tak je tworzą – korzystając z aplikacji firm oskarżanych o wszystko, co najgorsze w internecie. W przypadku zdalnego nauczania szkoły czynią podobnie, posiłkując się korporacyjnym oprogramowaniem do videokonferencji.
Naiwnością byłoby zakładać, że czasy zdalnego nauczania bezpowrotnie minęły – nie wiemy, jakie wyzwania czekają nas w przyszłości. Gdy lockdowny mieliśmy już za sobą, jedna ze szkół przeszła na zdalne nauczanie – w salach było bowiem zbyt zimno, by kontynuować stacjonarne lekcje. Najwyraźniej zabrakło środków na dostateczne ogrzanie szkoły – środki na e-dzienniki były.
Czy zatem wycofanie Centralnego Dziennika Elektronicznego ze zmian w Prawie oświatowym to zły znak? To zależy.
Z jednej strony potrzebujemy tego rozwiązania od dawna i wszystko wskazuje na to, że są osoby gotowe nad nim pracować. Można przygotować odpowiednie przepisy i zacząć je wdrażać, choćby powoli i stopniowo. Jedyne, czego brakuje, to wola polityczna.
Jest jednak pewna iskierka nadziei.
Polskie szkolnictwo w zasadzie od zawsze padało ofiarą politycznych rozgrywek, za co można obwinić zarówno polityków, jak i samych wyborców, rzadko kiedy traktujących priorytetowo kwestie edukacyjne podczas wrzucania głosu do urny. Każdy kolejny Minister Edukacji starał się w pośpiechu składać obietnice i w pośpiechu wprowadzać kolejne reformy, argumentując swoje decyzje koniecznością naprawienia tego, co zepsuli poprzednicy. Kolejne roczniki uczniów stawały się królikami doświadczalnymi polityków.
W tym kontekście niepokojące wycofanie się z Centralnego Dziennika Elektronicznego z nowelizacji przepisów oświatowych budzi jednak pewne nadzieje. Parafrazując znane powiedzenie – może lepiej późno – ale porządnie, niż szybko – ale byle jak. Skoro w sprawie komercyjnych e-dzienników interweniowali posłowie skrajnie różniących się partii (Grzegorz Płaczek z Nowej Nadziei czy Adrian Zandberg z Razem), skoro potrzebę publicznego e-dziennika widzą już zarówno przedstawiciele KO, jak i PiS – mamy wreszcie szansę na jakieś porozumienie ponad podziałami i wprowadzenie zmian w ramach realnego poprawienia sytuacji w szkolnictwie, a nie jedynie rozliczania poprzedników. Polska oświata potrzebuje tego bardziej, niż kiedykolwiek. Oby tylko po raz kolejny nie skończyło się na pustych obietnicach.
Źródła
Ustawa o zmianie ustawy – Prawo oświatowe oraz niektórych innych ustaw https://legislacja.rcl.gov.pl/projekt/12399356https://szkolabezoplat.pl/Krzysztof Bałękowski, Co dalej z centralnym dziennikiem elektronicznym w szkołach? Samorządy zaskoczone decyzją MEN, 29.07.2025, serwisy.gazetaprawna.pl Joanna Cisowska, Czy polska szkoła musi być uzależniona od Big Techów?, 28.10.2024, techspresso.cafe Paulina Musianek, Kontrowersyjne zmiany w aplikacji eduVulcan. UOKIK reaguje, 09.09.2024, wiadomosci.radiozet.pl Oliwier Jaszczyszyn, Vulcan postanowił się zabawić w Librusa, 2.09.2024, https://blog.oliwierjaszczyszyn.com/vulcan-postanowil-sie-zabawic-w-librusaGrzegorz Adam Płaczek, Interpelacja nr 4578, 3.09.2024, sejm.gov.pl Piotr Trudnowski, Librus a kryzys polskiej szkoły. Manifest o odbudowie zaufania, 29.08.2025, klubjagiellonski.pl Anna Wittenberg, Kiedy publiczny e-dziennik? Szkoły wydają krocie na komercyjne wersje, 29 listopada 2023, serwisy.gazetaprawna.pl Anna Wittenberg, Rosną kontrowersje wokół e-dzienników. Librus łamie prawo?, 23.09.2024, serwisy.gazetaprawna.pl Nowacka: kwestia odpłatności za e-dzienniki jest analizowana, 05.09.2024, samorzad.pap.pl Zandberg interweniuje ws. opłat za e-dzienniki. Ministerstwo odpowiada, 04.09.2024, pap.pl/
W czasie gdy platforma oferująca jeden z najpopularniejszych e-dzienników wprowadza dodatkowe opłaty dla rodziców, posłowie domagają się publicznej konkurencji dla takich rozwiązań
Przed chwilą dron zaatakował statek z pomocą humanitarną pod PL 🇵🇱 banderą, na którym płynę. Wszyscy cali, ale uszkodzony został jeden żagiel. Wzywam rząd PL do ochrony flotylli i działań na rzecz zakończenia ludobójstwa w Gazie. Musicie działać teraz!
Edit: do godz 4: 30 odbyło się 13 ataków, na 10 statków, 3 statki są uszkodzone, w tym ten na którym jestem, który płynie pod polską banderą. 🇵🇱
Ministerstwo Cyfryzacji opierało się na nieistniejących przykładach kanałów RSS, udzielając mi odpowiedzi
Podejrzenie, które padło z mojej strony przeciwko Ministerstwu Cyfryzacji, okazało się być… potwierdzone przez sam organ państwowy w kolejnej odpowiedzi.
Ministerstwo Cyfryzacji opierało się na nieistniejących przykładach kanałów RSS, udzielając mi odpowiedzi
Podejrzenie, które padło z mojej strony przeciwko Ministerstwu Cyfryzacji, okazało się być… potwierdzone przez sam organ państwowy w kolejnej odpowiedzi.
Ministerstwo Cyfryzacji opierało się na nieistniejących przykładach kanałów RSS, udzielając mi odpowiedzi
Podejrzenie, które padło z mojej strony przeciwko Ministerstwu Cyfryzacji, okazało się być… potwierdzone przez sam organ państwowy w kolejnej odpowiedzi.
[OPINIA] Ministerstwo Cyfryzacji nie zrobiło za wiele w kierunku obiecanej suwerenności cyfrowej
Obiecano nam suwerenność cyfrową, a jest zupełnie co innego – przyszłość widzimy nie w uniezależnianiu się od Big Techów. Wręcz przeciwnie: w pozostaniu *uzależnionym* od gigantów technologicznych.
[OPINIA] Ministerstwo Cyfryzacji nie zrobiło za wiele w kierunku obiecanej suwerenności cyfrowej
Obiecano nam suwerenność cyfrową, a jest zupełnie co innego – przyszłość widzimy nie w uniezależnianiu się od Big Techów. Wręcz przeciwnie: w pozostaniu *uzależnionym* od gigantów technologicznych.
[OPINIA] Ministerstwo Cyfryzacji nie zrobiło za wiele w kierunku obiecanej suwerenności cyfrowej
Obiecano nam suwerenność cyfrową, a jest zupełnie co innego – przyszłość widzimy nie w uniezależnianiu się od Big Techów. Wręcz przeciwnie: w pozostaniu *uzależnionym* od gigantów technologicznych.
30 stycznia odbyła się rozprawa apelacyjna naszej Justyny, która 14 marca 2023 została uznana za winną udzielenia pomocy w aborcji i skazana na ograniczenie wolności poprzez przymusowe prace społeczne w wymiarze 30 godzin każdego miesiąca przez 8 miesięcy.
Justyna w sądzie powiedziała: nie czuję się winna, co dla mnie najważniejsze osoba której wysłałam tabletki również nie uważa że jestem winna. Pomoc drugiej osobie poprzez podarowanie kubka zupy, ciepłej kurtki czy tabletek aborcyjnych nie powinna być przestępstwem. I o tym najlepiej wiedzą zwykli ludzi.
30 stycznia odbyła się rozprawa apelacyjna naszej Justyny, która 14 marca 2023 została uznana za winną udzielenia pomocy w aborcji i skazana na ograniczenie wolności poprzez przymusowe prace społeczne w wymiarze 30 godzin każdego miesiąca przez 8 miesięcy.
Justyna w sądzie powiedziała: nie czuję się winna, co dla mnie najważniejsze osoba której wysłałam tabletki również nie uważa że jestem winna. Pomoc drugiej osobie poprzez podarowanie kubka zupy, ciepłej kurtki czy tabletek aborcyjnych nie powinna być przestępstwem. I o tym najlepiej wiedzą zwykli ludzi.
Rok temu pisałem, że potrzebny jest kopernikański przewrót w myśleniu o technologii i jej regulacjach, odejście od naiwnego technosolucjonizmu, traktowania wdrażania nowych technologii jako celu samego w sobie.
Cenne jest więc, że autorzy projektu deklarują:
> uznajemy za główny cel niniejszej strategii podnoszenie jakości życia dzięki cyfryzacji.
OKO.press analizuję projekt Strategii Cyfryzacji Polski. W niektórych obszarach – np. suwerenności technologicznej czy podejścia do kompetencji cyfrowych – nastąpił postęp.
Planujemy wrzucić na nasze korpo-sociale zaproszenie na Mastodona i zastanawiamy się czy są jakieś profile promujące Fediwersum na mainstreamowych społecznościówkach. Szukałyśmy ale nie udało nam się na nic trafić. Może będziecie w stanie coś podpowiedzieć.
To chyba sytuacja win-win, bo pokażemy że kolejny temat ma swoją reprezentację w polskojęzycznej części Fediwersu 😀
28 sierpnia rozpoczął się proces wytoczony przez Newag firmie Serwis Pojazdów Szynowych oraz ekspertom z grupy Dragon Sector, którzy ujawnili aferę z dziwnymi blokadami pociągów Impuls.
Artworks by Arkadiusz Andrejkow in Komańcza, Poland -- Dwa murale upolowane pod mostem kolejowym w Komańczy (woj. podkarpackie), namalowane przez Arkadiusza Andrejkowa. Fot. Joanna Klima
Dziś weszły w życie przepisy o przepadku samochodów pijanych kierowców. Pierwszy kierowca ściągnął na siebie surową karę już o 6 rano koło Radzynia Podlaskiego Zgodnie z obowiązującym od dziś nowym Kodeksem karnym m.in.
Nowe idzie stare jedzie: Departament Leśnictwa i Łowiectwa w #Ministerstwo Klimatu i Środowiska był przypisany v-ce ministrowi Mikołajowi Dorożale z #Polska 2050 (weganinowi i krytykowi łowiectwa). Ale... po spotkaniu Miłosza Motyki z #PSL z szefem myśliwych Marcinem Możdżonkiem (znajomkiem ziobrowców). na już opublikowanych schemacie organizacyjnym w dzienniku urzędowym ministerstwa, plik został podmieniony i te kompetencje v-ce ministrowi odebrane. https://nitter.net/Nasze_Lasy/status/1738536070239727910 #myśliwi @Niech Żyją!
Pytanie: Czy bylibyście zainteresowani instancją PeerTube, skupioną na Polskiej polityce? Tak, aby były tam przykładowo streamy z posiedzeń Sejmu? I jeżeli tak, to czy wspieralibyście ją? (np. Dotacjami) Jeżeli możecie, to proszę o przekazywanie tego dalej. Dziękuje.
(Nie dodaje opcji "nie mam opinii" bo chce mieć jednak jakieś informacje, jeżeli tak uważasz, to proszę o zignorowanie (albo przekazanie dalej 🥺)) #Sejm #polska #polityka #PL
Tak, bez wspierania (27%, 5 votes)
Tak, ze wsparciem (16%, 3 votes)
Nie, ale ze wsparciem (aka. czuje że ważne ale mnie nie obchodzi) (5%, 1 vote)
Co jest? - okiełznanie służb, informowanie osób objętych kontrolą operacyjną - wzmianka o "kompetencjach przyszłości" w szkołach
Czego zabrakło? - edukacji medialnej - regulacji technologii (AI, DSA/DMA) - cyfrowej suwerenności, wsparcia i wdrażania narzędzi niezależnych od Big Techów - zadbania o bezpieczeństwo informacyjne organów publicznych (w kontekście Dworczyka i Pegasusa)
Jednym z efektów normalizacji skrajnej prawicy jest aktywizacja "cywilizowanych" ośrodków typu Klubu Jagiellońskiego, który - odróżniając się korzystnie od potworków typu Ordo Iuris - wypracowuje sobie pozycję "rozumnego thinktanku" o profilu propaństwowym i konserwatywnym.
Jest to niebezpieczny przeciwnik ideologiczny, znacznie bardziej wyrafinowany i intelektualnie zaawansowany niż bardziej widowiskowe inicjatywy prawicy, zwłaszcza skrajnej, które posługują się wprost bandyckimi metodami.
W obecnej konfiguracji parlamentarnej Klub Jagielloński może wyrosnąć na znaczącą siłę opiniotwórczą i wzmocnić antyspołeczne nurty w polityce państwa. W tej sytuacji wydaje się potrzebne, aby:
- publicznie promować (a być może utworzyć) analogiczne organizacje o charakterze prospołecznym (tzw. lewicowym), dające wsparcie intelektualne systemowym propozycjom w kluczowych obsza
... show more
Jednym z efektów normalizacji skrajnej prawicy jest aktywizacja "cywilizowanych" ośrodków typu Klubu Jagiellońskiego, który - odróżniając się korzystnie od potworków typu Ordo Iuris - wypracowuje sobie pozycję "rozumnego thinktanku" o profilu propaństwowym i konserwatywnym.
Jest to niebezpieczny przeciwnik ideologiczny, znacznie bardziej wyrafinowany i intelektualnie zaawansowany niż bardziej widowiskowe inicjatywy prawicy, zwłaszcza skrajnej, które posługują się wprost bandyckimi metodami.
W obecnej konfiguracji parlamentarnej Klub Jagielloński może wyrosnąć na znaczącą siłę opiniotwórczą i wzmocnić antyspołeczne nurty w polityce państwa. W tej sytuacji wydaje się potrzebne, aby:
- publicznie promować (a być może utworzyć) analogiczne organizacje o charakterze prospołecznym (tzw. lewicowym), dające wsparcie intelektualne systemowym propozycjom w kluczowych obszarach polityki wewnętrznej i zewnętrznej. - monitorować działania i powiązania Klubu Jagiellońskiego i pokrewnych struktur, zarówno pod kątem ideologicznym, jak finansowym.
Siła zmiany społecznej jest wciąż zakorzeniona w bezpośrednich interwencjach społeczeństwa - w polityce na ulicy - ale nie da się jej wykorzystać długoterminowo bez nowoczesnej myśli systemowej. Jeśli znacie źródła takiej myśli, dawajcie przykłady i linki. Jako społeczeństwo potrzebujemy tego.
Jeżeli znacie kogoś w wieku 15-19 lat w Default City to 21-22 października CN Kopernik organizuje darmowe warsztaty z kręcenia, montażu i publikacji filmików w socmediach (trzeba się zapisać).
Zajęcia z religii są wciąż obowiązkowe ("opt-out" na życzenie rodziców) w szkołach. Technicznie rzecz biorąc, za mojej młodości była to "#religia i etyka", ale w praktyce była to "nasza religia" (jak to powiedział do mnie ksiądz, i bardzo mnie tym stwierdzeniem zdziwił, bo nie miałem go za ateistę) i zero etyki, nawet tej starotestamentowej (obejmującej takie problemy, jak to kiedy gwałt i dzieciobójstwo są słuszne). Najwyraźniej katolicy albo są etyczni z natury, albo całkiem niezdolni do etyki.
Wciąż pamiętam dzień, w którym nasz wychowawca powiedział (parafrazując) "skończyliście 18 lat, teraz wy decydujecie". Jak również krótki epizod "nie jesteś już naszym synem".
Nie zapominajmy, że lekcje religii nie służą wyłącznie indoktrynacji, ale stanowią również doskonałą okazję do dręczenia. Od zakonnic, które nienawidzą dzieci, po łobuzów, którzy wykorzystują okazję, że ksiądz nie potrafi zapanować nad klasą.
To powiedziawszy, nie mam nic przeciwko porządnym lekcjom "religioznawstwa". Takiego, które obejmuje różne religie, filozofie i poglądy niereligijne. Mogłoby także objąć tolerancję, nie tylko ze względu na religię. Wyobraźcie sobie twarze tych wszystkich zwolenników "obowiązkowej religii w szkołach", kiedy na lekcjach religii dzieci uczą się tolerancji dla "niewiernych" i społeczności LGBTQ+, których owi zwolennicy tak bardzo nienawidzą.
Wreszcie uzyskaliśmy zgody autorów wszystkich opowiadań #solarpunk owych przetłumaczonych na język polski na umieszczenie ich prac na licencji CC-BY-SA 4.0!
Z dumą przedstawiam Wam https://solarpunk.pl/ , gdzie znajdziecie manifesty i opowiadania, a z czasem też Zahaczki, podcasty i więcej źródeł.
Krytykę palety kolorów przyjmuję jedynie z konkretnymi alternatywami ;)
@tomasz 🔥 Nie wiem jakie znaczenie miało szerowanie tej inicjatywy na #fediverse ale od wczoraj wieczorem liczba podpisów z #Polska prawie potroiła się i w tej chwili jest już 1,06% wymaganej liczby. 🔥 🚂 🇪🇺
> #TikTok stał się na tyle ważnym kanałem dotarcia do wyborców, że sam ten fakt wpływa na decyzje polityków.
> Ten problem nie dotyczy oczywiście wyłącznie TikToka.
> TikTok pomaga nam dostrzec, że wszyscy giganci kapitalizmu nadzoru są realnym zagrożeniem dla podstawowych procesów demokratycznych. Niezależnie od tego, czy za sznurki pociąga Komunistyczna Partia Chin, czy hiperkapitaliści z Doliny Krzemowej.
Wszyscy giganci kapitalizmu nadzoru są realnym zagrożeniem dla podstawowych procesów demokratycznych. Niezależnie od tego, czy za sznurki pociąga Komunistyczna Partia Chin, czy hiperkapitaliści z Doliny Krzemowej.
Zaczynamy rozprawę Wojciecha Klickiego z Pocztą Polską!
Zeznaje W.Klicki: "Uważam, że prawo do prywatności i ochrony danych osobowych jest prawem każdego obywatela i obywatelki. […] Poczta pozyskała moje dane, moim zdaniem, bez podstawy prawnej. I zrobiła to po to, by zorganizować wybory."
Fediwers to zupełnie inny model sieci społecznościowej niż ten znany ze scentralizowanych grodzonych ogródków1 jak Facebook czy Twitter. Trudno opisać wszystkie jego cechy w jednym tekście.
Sondaż Ipsos dla OKO.press i radia TOK FM przynosi dwie ogromne zmiany, które wywracają polską politykę: Konfederacja szybuje, Polska 2050 spada jak kamień. Sojusz Hołowni z Kosiniakiem-Kamyszem pomaga, ale póki co niewiele
„Wynikiem 447:1 #Sejm zobowiązał rząd do publikacji kodu źródłowego @mObywatelGOV - kapitalna wiadomość dla wszystkich fanów #OpenData Szacunek @jciesz i @Andruszkiewicz1 za zrozumienie potrzeby 💛”
Myślę, że powoli ten zbudowany dotychczas system wierzeń i mitów kulturowych w jakie wierzy ten kraj powoli runie. Młodsze pokolenia nie chcą ich podtrzymywać. Nie chcą, bo ich zwyczajnie nie da się obronić.